Biegaj ze mną

Jestem Instruktorem Sportu w Lekkiej Atletyce oraz w Pływaniu. Jestem trenerem, który wykorzystuje nie tylko wiedzę sportową, ale również 17 lat doświadczeń w pracy trenera umiejętności miękkich.

Chcesz ze mną trenować? Zamiast opowiadać dlaczego warto przeczytaj kilka historii.

Joanna: Wszechstronna wiedza Tomka, jego duże doświadczenie i przede wszystkim ogromna, niezwykle wyczuwalna pasja (którą bez wątpienia zaraża) sprawiły, że kilka fachowych pytań wystarczyło, by wirtualnie rozpracować co ze mnie za typ biegacza. Mailowo udało nam się omówić cele, a nasze spotkanie przy kawie i rozpisanie treningu to już była wisienka na torcie. Plan był na tyle różnorodny, że z zapałem i uśmiechem przebrnęłam przez cały 8-tygodniowy trening na bieżni (mieszkam w Afryce, więc bieganie na zewnątrz odpadło, bo niestety nie jest to Kenia)! Tomek regularnie monitorował wykonanie planu, udzielał wskazówek, cierpliwie odpowiadał na pytania, wyczuwając doskonale kiedy należy dodać otuchy, sprowadzić na ziemię, a kiedy po prostu wysłuchać...
Moim celem było minimalne złamanie 4h - maraton udało mi się ukończyć w 3h58min, przy czym każdy kolejny odcinek 5km biegłam szybciej od poprzedniego, co udało mi się po raz pierwszy. Bardzo cenne okazały się też wskazówki motywacyjne, którymi Tomek podzielił się ze mną przed startem! Na metę wbiegałam ze łzami w oczach, z małym zapasem siły i przekonaniem, że kogoś jeszcze mój wynik bardzo ucieszy! Zaufałam mu w 100% i zrobiłabym to ponownie bez zastanowienia! Trener klasa sama w sobie!


Karolina: Jest 6:30. Mazurski las już się obudził, jest jeszcze dość chłodno, słońce przebija się przez liście złotymi iskierkami, igra cieniami na ścieżkach. Wychodzę na swój pierwszy w życiu bieg. Tomek, który mnie na to namówił, jest lekko zaskoczony, że przyszłam, ja w ogóle nie rozumiem co robię i zastanawiam się, czy już całkiem postradałam zmysły. Przecież nienawidzę biegania.

To co dzieje się ze mną w ciągu najbliższej godziny jest nie do opisania. Walka, jaką toczę ze sobą przy każdym kroku i każdym oddechu jest niewyobrażalna: mięśnie eksplodują bólem, serce łomocze w gardle, drętwieje język. Tomek biegnie obok przez cały czas, rozmawia ze mną, obserwuje. Czuję, że nie mogę się poddać, choć całe moje ciało krzyczy. Przebiegamy 7 kilometrów. Kiedy w końcu się zatrzymujemy, nie potrafię stać bez oparcia, tak bardzo trzęsą mi się nogi. Dzieje się też coś jeszcze - zaczynam się śmiać. Gdzieś w głębi mnie rośnie ogromna, niesamowita kula energii i szczęścia. Euforia szuka ujścia. Mój mózg dostaje tak wielką endorfinową bombę, że nienawykły do takich doznań ledwo sobie z tym radzi. Już wiem, że to nie będzie ostatni raz.

Bilans kolejnych tygodni przynosi pierwsze treningi, pierwszy start w oficjalnym biegu, pierwsze przeciążenia. Tomek ciągle jest gdzieś obok. Codziennie kilkakrotnie pyta o samopoczucie, jest dokładny, wręcz drobiazgowy. Pamięta, co bolało ostatnio, co przestało. Doradza co jeść. Każe więcej spać. Zmusza do odpoczynku. Pilnuje, żebym nie zrobiła sobie krzywdy. I jednocześnie motywuje do przekraczania kolejnych granic. Wyznacza cele. Jest stanowczy, choć nigdy nie naciska zbyt mocno. Szybko orientuje się, co mnie pobudza do wysiłku, jakie czynniki odpalają mi wewnętrzne zasilanie. Każdy kolejny bieg jest nowym wyzwaniem, w każdym osiągam swoją własną nirwanę. Aż nadchodzi dzień, w którym niemożliwe staje się... możliwe.

160 cm wzrostu, 45 kg wagi, 2 miesiące i 2 dni biegania, 38 dni przygotowań. Kończę IX Bieg Katorżnika. Z żołnierzami, policjantami, komandosami, wariatami od sportów ekstremalnych. Docieram do mety w przyzwoitym czasie 03:30:01. Cała, zdrowa, najszczęśliwsza na świecie. Ja, dziewczyna, która nienawidziła biegania.

Dziś bez biegania nie wyobrażam sobie życia. Ale to wszystko nigdy by się nie wydarzyło, gdyby nie wielka wiara Tomka w moje siły, gdyby nie czas, który mi poświęcił, gdyby nie opieka, jaką mnie otoczył, gdyby nie milion pytań, jakie zadał i treningi, które dla mnie planował, gdyby nie szczegóły, na które zwracał uwagę, codziennie.

Tylko i wyłącznie dzięki niemu patrzę dziś na świat z własnego Mt. Everestu. Dziękuję.

Karol: Tomek zaczął pomagać mi w treningu od maja 2009. Założyliśmy sobie dwa cele. Po pierwsze - ukończyć Bieg Rzeźnika 2009 (80 km po Bieszczadach), Po drugie - osiągnąć jak najlepszy wynik w jesiennym maratonie. Bieg Rzeźnika ukończyłem w zakładanym limicie, a Maraton we Wrocławiu (13.09.09)ukończyłem z rewelacyjną życiówką (3:30:49), bijąc poprzedni wynik z Łodzi (17.05.09) o 24 minuty.
24 minuty w cztery miesiące!!! No i 7 kg mniej przy okazji.
Bez pomocy Tomka ten wyczyn by się nie udał. Polecam każdemu.



Marcin, 34 lata: No i stało się, w tym roku postanowiłem spełnić swoje marzenie i podołać nie lada wyzwaniu - wystartować w Triathlonie. Od początku w planowaniu startów i treningów towarzyszył mi Tomek Staśkiewicz. Przyjaźń z tym goście zaprocentowała mi już nie raz i nie dwa, tym razem jednak Tomek pomógł mi nie lada: Jak wiadomo triathlon to trzy dyscypliny: pływanie, jazda na rowerze, bieganie. Dwie ostatnie ogarniam względnie sam, biegając już i startując od jakiegoś czasu, od roweru nie stronię - choć głównie MBT to kilometraże robią swoje. Zostało pływanie. Cóż całkiem dobrze opanowałem żabkę plażową i z dumą mówiłem, że potrafię przepłynąć "chyba z kilometr". Niestety w ramach TRI nie "chyba" a napewno będę musiał przepłynąć 950m i nie żabką a kraulem. Jeszcze w wakacje 2012 kraulem mogłem przepłynąć max 200m i wiązało się to z doprowadzeniem prawie do stanu przedzawałowego . A więc multisport i dawaj 4x w tygodniu i pod koniec grudnia mogłem już przepłynąć 1500m (w podziale na 3 etapy). Jaki byłem dumny. Jednak dopiero zajęcia z Tomkiem uświadomiły mi jak dużo łatwiej (i szybciej) mogę te same metry przepłynąć. Literalnie jedne spotkanie, konkretne wskazówki, korekcje postawy i zadania do ćwiczenia (tak zwana rozpiska)... własna praktyka dalsze treningi i po około miesiącu wiem, że jestem hektar dalej: wydłużony krok, oddychanie na obie strony bez utraty prędkości, bardziej wyciągnięta i wydłużona sylwetka, "wysoki łokieć" i "pływalność" - przestały brzmieć tajemniczo, w końcu zacząłem też używać rozlicznych desek i innych ósemek w celu ćwiczeń z rozmysłem. Słowem miód. Mi taka praca właśnie pasuje: konkretne zadania, wyznaczenie priorytetów, rozpiska i praca domowa - podejście menedżerskie. Jeśli ktoś jest gotowy do sensownej pracy trening z Tomkiem to jest to. Więc chłopaki i dziewczyny bierzcie się za wykorzystywanie Tomka bez względu na to jakie są wasze cele startowe, treningowe czy rekreacyjne.

Jakub: Tomek zgodził się pomagać mi w treningu biegowym i przygotowaniach do maratonu w kwietniu 2008 roku - ważyłem wtedy ponad 85 kg i miałem ze sportem bardzo niewiele wspólnego. Odkąd Tomek stał się moim trenerem wszystko się zmieniło - dostawałem na bieżąco zadania i plan treningowy dostosowany do moich planów startowych (najpierw było to 10 km, potem półmaraton, a w tle ciągle mieliśmy cel główny - maraton). W kolejnych zawodach poprawiałem wyniki, zarzucałem kilogramy, a bieganie coraz bardziej wchodziło mi w krew. 
3 maja 2009 roku - po roku treningów pod okiem Tomka, niezliczonych pytaniach (nie zawsze mądrych), na które odpowiadał cierpliwie - przebiegłem maraton. Dystans 42 km 195 m w czasie 3 godzin i 8 minut, co jak na debiut jest bardzo dobrym wynikiem. Co ważne, na mecie byłem szczęśliwy i zachowałem dobrą kondycję. Przed zawodami Tomek, znanymi sobie metodami, zmotywował mnie tak, że Silesia Marathon - mimo trudnej trasy i niezbyt sprzyjającej pogody - pobiegłem "na maksa".
Biegam dalej korzystając z rad trenerskich i planu Tomka, ważę 69-70 kg, jem co chcę, utrzymując zarówno dobrą wagi, jak i dobrą formę. Sam nie doszedłbym nigdy ani do wyniku w maratonie, ani do obecnej wagi. Szczerze polecam usługi Tomka!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz