poniedziałek, 31 marca 2014

Paryż na 80%

Optymalne przygotowanie się do maratonu wymaga pełnego poświęcenia i odrobiny szczęścia. Na to poświęcenie składa się ciężka praca, rezygnacja z tego co rozprasza w osiągnięciu celu. Szczęście, to bardziej unikanie wypadków, chorób, niespodzianek, które potrafią rozbić plan. Banał, ale o jego prawdziwości przekonuję się raz za razem.
Do końca stycznia wszystko szło pięknie. Nowa życiówka na 15km – może nie oszałamiająca, ale pierwsza od sierpnia 2011. Dobre, mocne treningi, rekordowe objętości. Aż przyszedł luty…
Kluczowy moment budowania wytrzymałości na maraton w Paryżu, który miał być szybkim startem tej wiosny. Zakurzona życiówka w maratonie wydawała się bardzo realna. Ale prosta kombinacja dwóch czynników rozwaliła system przygotowań. Praca i zdrowie. Na bieganie trzeba zarobić. Długi intensywny czas wyjazdów szkoleniowych przypłaciłem niestety przeziębieniem. Wypadł tydzień, podczas którego powinienem trzaskać objętości. Leżałem w łóżku i nie mogłem się ruszyć. Obejrzałem cały trzeci sezon „Gry o Tron” i liczyłem srtacone kilometry. Dwa kolejne tygodnie były powrotem do jakiejkolwiek sprawności biegowej. Krótki terenowy trening podczas Ortorehowych warsztatów przygotowujących do Biegu Rzeźnika robiłem na niesłychanie wysokim tętnie. Serce mocno poczuło przerwę. Rozpoczęła się walka z czasem o nadrobienie tego czego nadrobić się nie da. Długie wybieganie z narastającą prędkością skończyło się nokdaunem. Kluczowy trening nie wyszedł tak jak powinien.
W marcu dużo czasu poświęciłem moim synom. Korzystając z pięknej pogody ganialiśmy za piłką. W każdą sobotę rano jechaliśmy na halę lub orlika pokopać. Pobudować nasze męskie relacje. Jakkolwiek głupie to było od strony sportowej – miałem ogromną potrzebę podjęcia tego ryzyka w imię naszej bliskości. Potrzebowałem tego dużo bardziej niż wyniku w Paryżu. I skończyło się tak jak się musiało skończyć – upadkiem. Ratując nogi grzmotnąłem twarzą w murawę. Przejechałem językiem po zębach. Chyba wszystkie. W tej chwili poczułem nos. Promieniujący ból, krew i lekkie zamroczenie. Zwlokłem się z boiska, chwilę poleżałem zanim doszedłem do siebie. Do maratonu zostały 2 tygodnie… Wypadł kolejny trening…

Jadę do Paryża bez wielkich nadziei. Jadę powalczyć, ale bez spinki. Poprawka mogłaby być 27-go kwietnia – jest maraton w Hannoverze. Ale czysto po ludzku – nie mam z kim zostawić dzieci. Trudno. Czasem są rzeczy ważniejsze niż maraton.

czwartek, 20 marca 2014

Wagary

Pierwszy dzień wiosny, a ja nie idę na wagary. Mam do zrobienia trening. Lekki dosyć – tylko 12kilometrów, ale jednak. W tej religii nie ma wakacji.  

czwartek, 13 marca 2014

Jeśli nie spróbujesz...

Dziś krótko. Bo było ciężko. 5x2km. Wytrzymałość tempowa. Po czwartej serii chciałem odpuścić. Ale powiedziałem sobie, że jeszcze muszę spróbować. Zrobiłem do końca.
Jeśli nie spróbujesz - poddajesz się na starcie.
Spróbowałem.

środa, 12 marca 2014

Nie ma dróg na skróty

Samochód. Radio. Reklama. Pani nie chce iść na basen, bo ma nadwagę po zimie. Przyjaciółka jej poleca suplement diety. I plan na smartfona. Jakie to proste.
Siłownia. Marzec. Do wakacji 3 miesiące. Uśmiechnięta ładna dziewczyna. Kilka kilogramów za dużo. I mały foszek na instruktora. „Nie chce mi się robić tych ćwiczeń, one mnie męczą. A przede wszystkim nudzą.” Robi ćwiczenia na odwal się, bez entuzjazmu. Uśmiech pojawia się dopiero jak instruktor wraca z pudełkiem. Obca nazwa i nowa formuła. Super-hiper-ekstra-fat-burner-calorries-smasher-fit-pumper-etc. Ten na pewno jest mocniejszy niż ten poprzedni. Tamten też dobrze działał, tylko podjadałam…
Efekt ma być na już. Za mały biceps – wpompuj synthol (obejrzyjcie na Youtube – nie dla wrażliwców). Nie masz siły – energy-drink. Masa? – wiaderko białka. Tu i teraz bierzesz kredyt na swoje zdrowie. Oprocentowany znacznie wyżej niż w Providencie. Tyle, że nie przeliczalny na złotówki w krótkim terminie. Spłacimy go kiedyś. Kolejnymi pigułkami, które będą zmniejszać skutki uboczne tych poprzednich.

A tak naprawdę jest tylko jeden sposób. Systematyczność i cierpliwość. Pokora i praca. Podporządkowanie. Drogi na skróty nie ma. Tylko codzienne pokonywanie swojej słabości.