środa, 27 listopada 2013

Żyję, bo biegam cz. I

Żyję, bo biegam. Właśnie tak. Dokładnie w takiej kolejności. Żyję, bo biegam. Nie odwrotnie. Żyję, bo biegam.
Kilka razy bieganie uratowało mnie z czarnej dziury, wyciągnęło z dna najgłębszego dołu. Kilka razy poczułem, że żyję właśnie dzięki temu, że biegam, że w porę w moim życiu odkryłem nabijanie kilometrów.

Najważniejszy mój trening w życiu, to nie żadne interwały, żadne skipy czy narastająca prędkość. To 12,5 kilometra na pograniczu trzech województw. Półtorej godziny człapania w upale przy drodze krajowej z niskim numerem. To milcząca obecność przyjaciółki i oczy pełne łez. Oczyściłem się z najczarniejszych myśli. Wybiegałem największy lęk. I chociaż ani przez moment nie mogłem przestać myśleć o tym, że właśnie zaczyna się moja największa tragedia, to jednak ukoił mnie równy rytm podeszw uderzających w asfalt. Bardziej czułem niż wiedziałem, że w najbliższych miesiącach czeka mnie jeszcze wiele takich chwil.
c d.n.

środa, 6 listopada 2013

Listopad

Dziś zaliczyłem pierwszy listopadowy trening. Listopadowy to znaczy taki, w którym czuć już lodowaty wiatr. W którym jest jeszcze ciemno jak się wychodzi, a nie ma jeszcze śniegu. Taki trening, podczas którego zacina zimny deszcz, a na trasie nie spotykasz innych biegaczy. Listopad.