Samochód. Radio. Reklama. Pani nie chce iść na basen, bo ma
nadwagę po zimie. Przyjaciółka jej poleca suplement diety. I plan na smartfona.
Jakie to proste.
Siłownia. Marzec. Do wakacji 3 miesiące. Uśmiechnięta ładna
dziewczyna. Kilka kilogramów za dużo. I mały foszek na instruktora. „Nie chce
mi się robić tych ćwiczeń, one mnie męczą. A przede wszystkim nudzą.” Robi
ćwiczenia na odwal się, bez entuzjazmu. Uśmiech pojawia się dopiero jak
instruktor wraca z pudełkiem. Obca nazwa i nowa formuła.
Super-hiper-ekstra-fat-burner-calorries-smasher-fit-pumper-etc. Ten na pewno
jest mocniejszy niż ten poprzedni. Tamten też dobrze działał, tylko podjadałam…
Efekt ma być na już. Za mały biceps – wpompuj synthol
(obejrzyjcie na Youtube – nie dla wrażliwców). Nie masz siły – energy-drink. Masa?
– wiaderko białka. Tu i teraz bierzesz kredyt na swoje zdrowie. Oprocentowany
znacznie wyżej niż w Providencie. Tyle, że nie przeliczalny na złotówki w krótkim
terminie. Spłacimy go kiedyś. Kolejnymi pigułkami, które będą zmniejszać skutki
uboczne tych poprzednich.
A tak naprawdę jest tylko jeden sposób. Systematyczność i
cierpliwość. Pokora i praca. Podporządkowanie. Drogi na skróty nie ma. Tylko
codzienne pokonywanie swojej słabości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz