niedziela, 10 sierpnia 2014

Palec Szlag Trafił

Trudno było oddychać. Słońce grzało i mokre od kilku dni trawy parowały. Czułem jakbym biegł w łaźni. Pomimo tego czułem się znakomicie. Wzgórza i lessowe wąwozy wokół Parchatki tworzą scenografię marzeń. Na drobnej  nierówności odezwał się palec. Promieniujący ból z lewej strony stopy.
Kocham takie biegi. Po pierwsze – terenowe. Biegania po asfalcie mam dość na co dzień. Uwielbiam stawiać kroki na miękkiej ziemi, łoić krzaki i szukać stopą optymalnego miejsca do odbicia. Kocham podbiegi i zbiegi, przeskoki przez kałuże i korzenie. Kocham czuć siłę, uciec od dyktatu tempa. Wiedzieć, że daję z siebie wszystko, nawet jeśli kilometr robię w 8 minut.
Kocham biegi kameralne. Takie, w których niemal każdego uczestnika na trasie kojarzę już od chwili startu. Im mniejsza anonimowość wśród biegaczy – tym więcej wzajemnej życzliwości. Tym więcej uśmiechu i wsparcia.
Kocham biegi lokalne. Takie, w których zamiast wielkich sponsorów – nagrody funduje lokalna pizzeria. Takie, które są świętem dla lokalnej społeczności. Okazją do pochwalenia się pięknem swojej okolicy przed resztą kraju.
 „Bieg Szlak Trafi” był fantastyczny. Spełniał idealnie 3 powyższe warunki, a sportowo jest znakomitą wprawką do biegów górskich. Okazją do poćwiczenia techniki, sprawdzenia jak nasze stawy, ścięgna i mięśnie radzą sobie w przeciążeniach, których nie poznamy na biegach ulicznych. Dowiedziałem się na przykład, że jednak złamany mały palec lewej stopy mocno ogranicza mnie na zbiegach. Cała, ciężko wypracowywana technika, symetria poszła w diabły. Aby uniknąć bólu musiałem po prostu biec krzywo, odpuścić ściganie. Moc miałem. Od 6-go kilometra z łatwością wyprzedzałem. Ale niestety…

Za rok wrócę silniejszy i zdrowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz