Czasem trzeba zrobić krok w tył żeby móc pójść do przodu.
Tak sobie powtarzam przez ostanie dni. Nie lubię chorować. Nie lubię własnej
słabości. Czasem jednak trzeba słuchać co chce nam powiedzieć własne ciało.
Luty jest ciężki w tym roku. Dwa tygodnie w trasie. Treningi
o świcie i praca w dużym napięciu. Do tego zmiany temperatury, klimatu. I
obniżona odporność – czułem, że jestem w formie. No i rumakowanie skończyło się
we czwartek. Wyraźnie osłabiony odpuściłem. Krok w tył. Łóżko, herbata, książka
i film zamiast wymarzonej 16km trasy po Warszawie. Byłem na siebie zły, ale
kolejne dwa dni też przeleżałem. Tak trochę w pół drogi pomiędzy chorobą, a
zdrowiem. No może ciut bliżej choroby. Wiem, że pewnie dałbym radę pobiegać,
ale jednak wolałem odpuścić. Są priorytety. Jest ambicja – zrobić 300km w
lutym. Ale i cele nadrzędne – Maraton Paryż i Bieg Rzeźnika. Trudno – nie wyjdzie
w tym miesiącu ambitny plan. Pierwszy raz od 8 miesięcy nie zrealizuję założeń
co do objętości. Ale lepiej poświęcić te 3 dni niż się rozłożyć na dobre.
Pokora. Znowu organizm przypomniał mi co ona znaczy. Ale krok
do tyłu jest po to żeby się mocniej odbić do przodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz