To był spontan. Wybiegając z Pragi miałem w planie wycieczkę
na północ – chciałem wpaść zobaczyć cmentarz choleryczny pomiędzy torami na
pograniczu Pragi i Targówka. Potem miał być Most Gdański, Staróweczka, Trakt
Królewski i powrót Mostem Poniatowskiego.
Ale coś mnie tknęło i postanowiłem odwrócić trasę. Z tym, że jak wbiegłem do
Skaryszaka, wiedziałem, że dalej dziś nie pobiegnę.
W 2008 roku startowałem w I Praskiej Dysze. Potem jakoś nie
było mi po drodze. Teraz, kiedy podczas wyjścia na trening okazało się, że
trafiłem na start szóstej edycji – postanowiłem wykorzystać okazję i spontanicznie pobiec
dychę po Skaryszaku w zawodach. Wiadomo było, że nie będzie to bieg na maksa,
że pobiegnę treningowo. Nawet buty miałem trialowe, a nie startowe.
Na starcie spotkałem kilka znajomych osób – między innymi
Dorotę, z którą chodziłem do równoległej klasy w liceum. Też biega, zresztą
całkiem nieźle. Jest kolejną osobą, którą wciągnął najzdrowszy z nałogów. Co
rusz spotykam znajomych sprzed lat na jakimś biegu. Często na Facebooku nagle
okazuje się, że ktoś, kogo nigdy nie podejrzewałbym o to – wrzuca status z
zapisem swojego treningu. Dorośli, dojrzali ludzie zaczynają swoją przygodę ze
sportem amatorskim. Cudownie.
A wracając do treningu na medal? Zrobiony. 10km treningowo w
47:59 :) I medal z tasiemką w barwach Polski i Wenezueli . Cmentarz choleryczny
musi poczekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz