środa, 4 grudnia 2013

Moja Czomolungma (AD 2007)

Foto by Wikipedia
Poniższe teksty opublikowałem na forum biegajznami.pl w roku 2007.

[10.09.2007]
Przeczytałem kiedyś artykuł Jacka Hugo-Badera w Magazynie Gazety Wyborczej pod tym tytułem (Moja Czomolungma) o tym jak przebiegł maraton. Wtedy wydawało mi się to nieosiągalne, niesamowite. Dziś sprawdziłem wydanie - było to 7 listopada 1997 roku, a więc 10 lat temu! 
Niewiarygodne, ale ja do mojej Czomolungmy zbierałem się 10 lat. W międzyczasie zdążyłem zbudować dom, spłodzić dwóch synów i posadzić drzewo. Zostało już tylko przełamywanie własnych słabości.
Odliczam czas do mojego debiutu na Maratonie Warszawskim. Już niespełna 2 tygodnie. Od pół roku żyję tym startem. Od trzech miesięcy wszystko podporządkowuję treningom. Od dwóch tygodni trudno mi się skupić na innych rzeczach. Można powiedzieć, że prowadzę podwójne życie - rodzina nic nie wie o starcie, chcę, żeby mieli niespodziankę. Wewnątrz - ciągle myślę o przygotowaniach. Wiem, że będzie ciężko, wiem, że będzie bolało. Ale wiem, że warto. 
Bieganiu już teraz zawdzięczam bardzo dużo. Zrzuciłem ok. 20kg, mam kondycję, normalnie wyglądam w garniturze. Poznałem wiele niesamowitych miejsc - nawet w mojej Warszawie. Nauczyłem się swojego organizmu. 
Teraz przede mną ostatnie kilometry przed Czomolungmą. Już za dwa tygodnie...

[24.09.2007]
23.09.2007 o 9.02 wyruszam przy dźwiękach "My Way" Franka Sinatry. Mam łzy w oczach. Pierwsze kilometry płynę w tłumie innych osób. Jest idealna pogoda, moja ukochana Warszawa. Po 3km doganiam zająca na 4:00 i wiem, że trzeba zwolnić. Choć nogi rwą się do przodu - zwalniam. 10km mija w spacerowym tempie. Jest bosko i błogo. Ludzie z boku się uśmiechają. Biegnę uskrzydlony. 
14km - KOW - wspaniałe dzieciaki i dorośli  Wciągam żel, swój płyn. Jest super. Na Gdańskim zaczyna grzać. 
18km - biegnę w grupie na 4:30. Jest fajnie. Maraton wydaje się prościutki. Tylko utrzymać to tempo i będzie dobrze. 
21,097 - czas ok. 2.14 - jak dla mnie rewelacja. A jeszcze nie zdążyłem się porządnie zmęczyć.
Na 24km jednak grupa zaczyna powoli budować przewagę. Ja już czuję w nogach bieg. Na szczęście znowu jest KOW (jeszcze raz dzięki). Ale Wiertniczą i Powsińską biegnę w samotności. 
Przy słupku 27km wciągam miodowy żel. Jest mi strasznie słodko i mdło. Czekam na odświeżanie na 27,5 żeby złapać choć łyk wody. Ale zonk... Punkt już zwinięty. Zwalniam.
Na Sobieskiego tuż przed 30km idę siku, mija mnie wtedy grupa na 4:45. Ale masaż lodem na 30km jest cudowny. Wraca mi energię.
32km-33km - na Witosa zaczyna się ściana. Zaczynam iść. Kolejne kilometry dedykuję kolejnym bliskim. To mnie trzyma i daje siłę. Za KOW-em (34) znowu trochę biegnę. Widzę ludzi, którzy siedzą, walczą ze skurczami. 
36-39 km - kryzys. Dużo więcej idę niż biegnę. Dotykam tabliczki 39km na rogu Ludnej i... w tym momencie łapie mnie lekki skurcz. Kolejne kilkaset metrów muszę przejść. Ale już czuję euforię. Skoro dotarłem tak daleko - muszę dotrwać. 
40 km - punkt odświeżania, doping kibiców - zaczynam powoli truchtać. Patrzę na zegarek. Ostatnie 2 km powinienem zrobić w 15 minut. W normalnych warunkach - byłoby to banalne zadanie. Teraz - muszę się sprężyć w sobie.
Ostatnia prosta to mnóstwo kibiców. Nie czuję bólu, nie czuję zmęczenia, płaczę ze szczęścia. Czas na mecie wg zegara 5:01. Netto (wg stopera) <5h. A więc chyba się udało. Czas - idealny. Zmieściłem się w swoim limicie przyzwoitości. Ale też zostawiłem sobie duuuuuuuuuużo miejsca na poprawę. Mam motywację do kolejnych biegów  Jestem wykończony.
24.09.2007 Wszystko boli. Chodzę jak potłuczony. Wracam samochodem do domu wzdłuż trasy, którą czasami biegam. A może dziś pobiegać? Rozsądek mówi, że nie. Uświadamiam sobie, że mam już dziś głód biegania. I że z Maratonem chcę jeszcze raz.

[28.04.2008]
Pół roku minęło od mojego debiutu. Pół roku ciężkiej pracy, wyrzeczeń, wypełniania punkt po punkcie zadań Trenera. Przebiegłem swój drugi w życiu maraton - tym razem w Wiedniu.
Pół roku temu myślałem, że maraton jest tylko dla Twardzieli. Dziś wiem, że jest dla ludzi. Dzięki ciężkiej pracy poprawiłem swoją życiówkę...



o ponad 80 minut




MW 2007 5:00:00 ==> VCM 2008 3:39:54

A wiem, że może być jeszcze lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz