piątek, 10 stycznia 2014

Na deskach

Po upadku na rowerze w Suszu 3 dni miałem kłopot z chodzeniem. Zresztą nawet nie chciało mi się chodzić. Nie mówiąc nawet o bieganiu. Rozżalałem się nad sobą jak jakaś dupa wołowa. Zostałem w domu sam – żona wyjechała z dzieciakami na wakacje w Borach Tucholskich. Miało być raptem kilka dni, a ja akurat miałem poprowadzić szkolenie na południu Polski. Podrukowałem materiały, właśnie zapakowałem samochód kiedy zadzwonił telefon.
- Tomeczku , Jaś upadł na rowerze i strasznie boli go brzuch. Czy to może być coś poważnego?

Był 12 lipca 2012 i moje życie zatrzymało się na moment, by za chwilę zacząć płynąć w zupełnie inną stronę. Przez chwilę denerwowałem się tylko trochę. Sam upadałem na rowerze wiele razy, a i Jaś miewał bliskie spotkania z podłożem. Stres zaczął się dopiero kiedy przeczytałem, kolejnego SMS-a, że z Ośrodka Zdrowia w Lubiewie odesłali mojego syna do Szpitala w Tucholi, a tamtejsi lekarze zamówili transport karetką do Bydgoszczy. Moja mama w ciągu godziny siedziała już w pociągu żeby móc zaopiekować się młodszym – Adasiem. A ja nie miałem dość odwagi żeby odwołać szkolenie. Już w luksusowym hotelu dostałem SMS-a, że z Jasiem wcale nie jest dobrze, lekarze podejrzewają uraz trzustki. Spytałem doktora Google i wpadłem w panikę. Nie potrafiłem się zmusić do wieczornej zabawy z grupą. Całą noc przewracałem się z boku na bok, a rano poprowadziłem najgorsze szkolenie w życiu. Byłem nieobecny, nie wiedziałem gdzie jestem. Kolejne informacje były tylko gorsze. Po południu wsiadłem wreszcie do samochodu, miałem przed sobą ponad 500km na trasie Katowice-Bydgoszcz. Polskie drogi i wszystko jasne. Chciałem być w szpitalu jak najszybciej, ale bardziej chciałem w ogóle dojechać. Kilometry się dłużyły, a ja jechałem jak zahipnotyzowany. Kiedy już w nocy wysiadłem z auta pod szpitalem na ulicy Jurasza z mojego kolana lała się krew. Nieświadomie rozdrapałem ranę z Susza. Blizna została do dziś. Założyłem długie spodnie i zacząłem swój pierwszy szpitalny dyżur przy Jasiu. Zmieniłem na posterunku żonę żeby mogła się przespać. Wtedy nie wiedziałem co się stało, nie wiedziałem jeszcze ile to będzie trwało. Ale wiedziałem, że właśnie teraz bieganie schodzi na dalszy plan.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz