Mija właśnie 10 lat mojego małżeństwa. Odkopałem mój ślubny
smoking. Dekadę temu byłem emerytem przed 30-tką. Dziś przeżywam drugą młodość.
Marcin – ten post jest z dedykacją dla Ciebie!
Żeby wtedy jakoś wyglądać i wejść w ten smoking nabyłem „cudowne tabletki”. Pani w sklepie z garniturami poradziła mi jeszcze żebym
kupił specjalny pas, który opnie moje brzuszysko. Prawda jakie to proste? Korekta
wizualna – tak to ładnie ujęła. Taki rozleniwiający termin. Krótko mówiąc –
możesz być spasiony, korekta wizualna sprawi, że inni będą udawać, że tego nie
widzą.
Oczywiście miałem wtedy kilka znakomitych powodów żeby się
za siebie nie brać. Powielałem te mity i w nie wierzyłem.
Mit nr 1 – Jestem jeszcze młody, zawsze zdążę. Teraz chcę
poużywać.
Więc na imprezach po szkoleniach będę wcinał smalec, zagryzał
boczkiem, czipsami. O tak! Jakie to pyszne. Nie mógłbym z tego zrezygnować. Za
bardzo to lubię.
Ten mit długo czekał na obalenie. Ale organizm sam się
zbuntował. Najpierw przykręcenie śruby treningowej pozwoliło mi zauważyć, że
nie na każdym jedzeniu da się dobrze biegać. Jeszcze później odkryłem, że
smaków jest milion. Lepszych.
Mit nr 2 – W każdej chwili mógłbym zrzucić kilka kilogramów.
To takie proste.
W sumie proste. Nic szczególnego. Więcej spalać niż
przyjmować. Tyle tylko, że efekt nie jest natychmiastowy. Wymaga cierpliwości,
wytrwałości i pokory.
Mit nr 3 – Grywam czasem w piłkę, więc o co chodzi?
Grywałem wtedy w miarę regularnie. Raz w tygodniu. Czasem 2
razy. I nie chudłem. Że co? Że za mało? 1 dzień treningu na 6 dni lenistwa to
za mało? Ups. Chyba właśnie o to chodziło!
Mit nr 4 – Nie mam czasu – mam tyle pracy
Prawda jakie wygodne wytłumaczenie. Naprawdę wygodne –
zdejmuje ze mnie odpowiedzialność za swoje zdrowie, a nawet pokazuje jaki
jestem super. Bycie pracoholikiem jest przecież bardzo sexy!
Teraz wiem, że czasu zawsze mam tyle samo w ciągu dnia – 24h.
Ani minuty więcej. Tyle, że wtedy nie miałem obowiązków związanych z
wychowywaniem dzieci. Ale miałem np. telewizor. Świetnie resetował (szczególnie
oczy) po 12 godzinach na krześle przed ekranem komputera. Byłem jak chomik,
który myśli, że jak będzie szybciej biegł, to ucieknie z kołowrotka.
Mit nr 5 – Nie mam siły na trening
O jaki ja byłem wtedy biedny. Biurko, samochód, telewizor.
Kręgosłup pękał, mięśnie flaczały, serce łomotało. Wiadomo – inni to mają
życie. Luz. Na trening idą wypoczęci. Ale ja już dałem z siebie wszystko.
Teraz wiem, że to trening daje siłę. Daje energię,
motywację. Że jest dokładnie odwrotnie niż myślałem – nie mam siły, bo nie
miałem treningu.
Mit nr 6 – Bieganie (pływanie, rower itp.) jest nudne
Tego byłem akurat pewien. Liczenie kafelków w basenie…
Nuuuda. Kółka po parku… Nuuuda. Na stadionie – tym bardziej. Na bieżni w klubie
fitness? Nigdy! Przecież nie pobiegnę 5km w las, albo do innej dzielnicy.
Nie pobiegnę? A w sumie dlaczego? To tylko 5km w jedną
stronę. 10km w obie. A ile nowych doznań? Nowych miejsc, czasem nowych ludzi.
Okazało się, że nagle miasto się skurczyło. Że świat biegacza skraca
odległości. A basen wcale nie jest monotonny. Szczególnie jak się pływa trochę szybciej.
(No dobra, do bieżni mechanicznej się nie przekonałem do dziś, zawsze jest to
dla mnie ostateczność).
Mit nr 7 – W sumie nie czuję się tak źle
To nic, że nie mam energii. To nic, że nie mam siły. Wątroba
czasem boli, ale w Polsce musi boleć. Wezmę pigułkę. Taka „korekta”
samopoczucia. Przypudruję tego trupa. Wyśpię się w niedzielę i będę mógł znowu
poudawać, że jest w tym jakaś harmonia.
Dziś zmęczenia po najgorszym treningu nie zamieniłbym na
codzienne samopoczucie w tamtym czasie. Bo dziś wiem, że ból mięśni minie.
Wtedy – złe samopoczucie było permanentne. Nie wiedziałem nawet, że może być
inaczej.
Mit nr 8 – Są gorsi ode mnie
Pewnie, że są. Bardziej zapuszczeni, z gorszymi objawami
somatycznymi. Przychodzą do pracy z podkrążonymi oczami, wymięci i nieszczęśliwi.
Ale to do cholery ich życie! Ja mam swoje, i jedyną osobą, z którą się mogę
porównywać jestem ja sam!
Klasyczne „gdybym wtedy wiedział to co wiem teraz”… Jeszcze
2,5 roku katowałem mój organizm na różne sposoby. Znajdowałem nowe
usprawiedliwienia, pielęgnowałem stare mity. Zaprzeczałem. Udawałem, że nie
widzę. Oszukiwałem sam siebie. Aż wreszcie poczułem „Kamyk w bucie”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz